Gdzie są rydwany? Czy tylko ja 4 lata temu, gdy zawsze ktoś wspominał, że lubi Igrzyska Śmierci, to wyobrażałam sobie czasy starożytne, arenę i rydwany jak w Gladiatorze? No cóż, bywa. Obejrzałam pierwszą część z mamą kilka miesięcy po premierze w kinach. Przy końcu zaczęłyśmy się zastanawiać, dlaczego to ma takie dziwne zakończenie. Dopiero po seansie dowiedziałyśmy się, że w planach są kolejne części. Takie z nas wtedy były laiki filmowe. Taka oto historia wiąże się z moim pierwszym kontaktem z tą serią, opartą na bardzo popularnych książkach Suzanne Collins. Uff, jednak nie pokazali rydwanów.
Ps. Nie czytałam książek. Oceniam Igrzyska na ekranie, nie te opisane na kartkach.
Igrzyska Śmierci (The Hunger Games, 2012)
Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence) pochodzi z Dystruktu 12, czyli jednego z najbiedniejszych regionów w państwie zwanym Panem. Gdy jej młodsza siostra Prim (Willow Shields) zostaje wylosowana do udziału w Głodowych Igrzyskach (po polsku brzmi to mniej interesująco niż Igrzyska Śmierci, więc tytuł musiał być zmieniony), corocznym turnieju organizowanym przez bezwzględne władze, dziewczyna bez wahania postanawia zająć jej miejsce. Musi opuścić rodzinę i Gale'a (Liam Hemsworth) - swojego przyjaciela. By móc wrócić do domu, musi zwyciężyć w telewizyjnym widowisku, w którym może wyjść żywy tylko jeden uczestnik. Katniss i Peeta (chłopak grany przez Josha Hutchersona, który również został wylosowany z Dystruktu 12, podkochujący się w dziewczynie) nie są jednak faworytami zawodów. Rzuceni na głęboką wodą walczą o przetrwanie. Katniss swoim zachowaniem i czynami staje się symbolem rebelii i buntu.
Już na samym początku bohaterka jest bardzo ciekawie przedstawiona. |
Poświęcenie w imię większego dobra, wzrastające uczucie między bohaterami, ciężkie wybory, dobrzy aktorzy i oryginalny pomysł lubimy takie historię. Sukces tego filmu był murowany. Nawet, jeśli okazałby się klapą, to fani książek staraliby się go bronić.Obsada została świetnie dobrana, choć (osobiście) wolałabym, żeby rolę Peety zamiast Josha Hutchersona zagrał Liam Hemsworth, ale cóż... To tylko moja, kobieca opinia. Elizabeth Banks bardzo pasuje do roli Effie, lecz w tej części jeszcze nie odgrywa znaczącej roli - na to przyjdzie czas w sequelach. Wracając do wyróżniającej się Katniss - właśnie przez ten film poznałam (niestety, nieosobiście) Jennifer Lawrence, której gra bardzo mi się podoba i idealnie pasowała do roli starszej Everdeen. To przypadek Harry'ego Pottera - gdy usłyszysz "Katniss Everdeen" przed oczami od razu pojawi Ci się J.Law., ale tu jest nawet lepiej, bo jak wiemy, aktorka nie opiera swojej kariery na jednej roli.
Właśnie tak to się zaczęło... |
Uważam, że wprowadzanie do Igrzysk było zadowalające i zachęcające. Zdecydowanie lepsze od Niezgodnej, Zmierzchu, Dawcy Pamięci czy innych ekranizacji książek dla young adults, ale o tym może innym razem.
**** Jeśli nie znasz finału części pierwszej, to nie czytaj dalej. ****
Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia (2013)
Katniss i Peeta odbywają obowiązkowe Tournee Zwycięzców. Chłopak znakomicie odnajduje się w roli tryumfatora w przeciwieństwie do dziewczyny, której postawa wznieciła w mieszkańcach biednych dystryktów ogień buntu i nadzieję na możliwe zmiany. Postać Katniss staje się charyzmatyczną liderką, "dziewczyną w ogniu". Młodzi dowiadują się o fali zamieszek, do których przyczyniła się zmiana zasad igrzysk w 74. igrzyskach. Mianowicie trwają przygotowania do jubileuszowych zawodów, które przyniosą zaskakujący obrót spraw, czyli nie kolejnego losowania wśród wszystkich obywateli, lecz... zwycięzców ostatnich edycji. "Wygraliście raz, wygracie i drugi..., a może i nie" - Prezydent Snow (to nie cytat z filmu, lecz opis działania Snowa). Tak naprawdę, to oczywisty pomysł na ciche i usprawiedliwione pozbycie się problematycznej panny Everdeen.
Jennifer nadal spisuje się znakomicie w swojej roli. Tu Katniss jest rycerzem, ratujących innych. Jak pisałam wcześniej - niezastąpiona w swej roli. Josh gra ofiarę losu, więc nie ma się jak popisać (ciapowatość Peety często razi w oczy), a Liam nie znosi dużo nowego do filmu. Dla wyrównania - podoba mi się postać Elizabeth Banks, czyli Effie - osoby, mieszkającej w stolicy Panem, która zamiast tony makijażu wybiera świadomość i widzi, że stała po złej stronie. Podobnie jak Woody Harrelson jako Haymitch - dał się polubić. Pewną scena z Johanną (Jena Malone) nadal mam w pamięci - moment filmie, w którym rzeczywiście można się zaśmiać. Jednak moją uwagę najbardziej przykuł Sam Claflin (grał później w "Love, Rosie") jako Finnick Odair, który gotowy był pomóc swojej partnerce, podstarzałej Mags (Lynn Cohen), w przetrwaniu na arenie. Jego postać budziła sympatię, jak i podejrzenia. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to moja ulubiona postać z całej serii.
Mój ulubiony bohater całej serii. Kto nie kocha Finnicka? |
Film broni się tym, że planowany trójkąt miłosny bohaterów stanowi niezauważalny wątek. Katniss nie chce się angażować i ma postawę małomównej, ale stanowczej liderki. Niby pojawia się tam jakieś uczucie, ale nie stanowi głównego wątku filmu i za to ogromny plus. Z kolei mgła, której efekty uboczne można zmyć wodą jest trochę naciągana, by wygodniejszym stało się ich wyleczenie - to jedna z wad. Według mnie W pierścieniu ognia stanowi dobrą rozrywkę, oddającą duch pierwszej części. Moim zdaniem, jest to najlepsza część całej serii, po której niestety czeka nas spadek...
Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 1 (2014)
Katniss Everdeen po 75. igrzyskach niechętnie staje się Kosogłosem - symbolem buntu ludności przeciwko Kapitolowi. Większość wydarzeń rozgrywa się w bazie "trzynastki" lub wśród ruin Dystyktu 12. Everdeen wraz z panią prezydent Coin (Julianne Moore) i Plutarchem (Philip Seymour Hoffman) obmyślają plan na pozbycie się Snowa. Ma dojść do ostatecznej rewolucji, którą zapowiadały poprzednie filmy, ale niestety tak się jeszcze nie dzieje.
Szkoda chłopaka. Tylko chodzi, strzela i ucinają mu głowę w kadrach. |
Z powodów oczywistych i panujących praw w Hollywood ostatnia Kosogłos został rozbity na dwie części, co praktycznie zawsze szkodzi jakości produkcji - z serią ekranizacji Suzanne Colins nie jest inaczej. Czemu? Reżyser pomyślał "Najlepsze zostawimy na sam koniec". Tak więc fabuła zarysowuje się następująco: dialog leci za monologiem, a monolog za dialogiem; siedzą, mówią i siedzą; patrzą się w przestrzeń lub mówią i ich oczy są nadal skierowane przed siebie (najczęściej patrzą na ruiny, jakby kamienia nie widzieli). Jeśli coś się dzieje, to w tle, i bywa mało zauważalne. Główni bohaterowie stoją po dwóch stronach barykady, są manipulowani i manipulują, lecz pomysł nie został do końca wykorzystany. Rozumiem, że film miał się skupić głównie na portretach psychologicznych bohaterów, ale mogli go chociaż odrobinę skrócić. Jeśli poprzednie części opierały się na akcji, interakcji bohaterów, wyborów, walkach, tak tym razem są przepełnione polityką i patrzeniem w przestrzeń. Nie jestem fanką wybuchów pokroju Baya, ale filmów przesadnych spojrzeń też nie. Co na plus? Postać Elizabeth Banks i piosenka "Hanging Tree" - to by było na tyle.
Uważam, że Igrzyska Śmierci: Kosogłos cz.1 jest najsłabszym filmem z serii. Seans się dłuży i bardziej można się skupić na popcornie niż ekranie, bo i tak nic ciekawego Cię nie ominie. Typowy zapychacz przed finałem, w której ma dojść do kulminacyjnego momentu. Nie brakuje tu co prawda smutku, łez i wielkich przemówień, ale cały film można odebrać jako jedną wielką zapowiedź, trzymaną w stylu ciszy przed burzą. Podsumowując: dostaliśmy 2-godzinny zwiastun części drugiej.
Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 2 (2015)
W końcu! Finał!
Trwa wojna pomiędzy rebeliantami, a Kapitolem. Katniss Everdeen i przywódcy Dystryktu 13 rozpoczynają ostateczną walkę przeciwko stolicy Panem. Toczy się ona już nie tylko o przetrwanie, ale o wyzwolenie oraz przyszłość państwa. Katniss wspierana przez Gale'a, Finnicka, Peetę i resztę zespołu planuje zamach na prezydenta Snowa.
Kosogłos. Część 2 jest zachowana bardziej w tonie poprzedniej części, niż pierwszych dwóch. Skupiamy się tu głównie na problemach psychologicznych naszych bohaterów, którzy biorą udział w misji samobójczej, dla większego dobra. Jednak akcji też nie brakuje. Dwa aspekty zostały wyważone. Ładnie nakręcone sceny następują po sobie dynamicznie i zadowalają oczy widza. Jednak to już nie wzbudza wielkiej sympatii odbiorcy, ponieważ wszystko stało się już strasznie oczywiste. Dwugodzinne oglądanie ostatniej części stało się wielkim czekaniem na ten wielki, kulminacyjny moment, będący obojętny dla wielu widzów. Nawet Jennifer, którą uwielbiam, chodzi z jedną miną przez cały film. Rozumiem, wewnętrzne rozterki bohaterki, intrygi polityczne, wielka misja, ale brakuje... ja nie wiem... emocji? Ale to nie tylko zarzut do Lawrence, a do całej obsady, która chyba między sobą uzgodniła postacie jednych twarz. Chyba Banks, Claflina, Harrelsona i Sutherlanda nie pojawili się wtedy na planie, bo stanowią jedyne iskierki zainteresowania w już mało interesującym finale.
Nie zdradzając fabuły, wspomnę, że sekwencja w kanałach została znakomicie nakręcona i podana widzowi na kinowy ekran. Zdecydowanie jeden z najlepszych momentów z całej serii.
Rozdzielanie finału na dwie części nie jest dobrym rozwiązaniem - wspominam po raz ęty i pewnie jeszcze często będę to powtarzała. Zaczęło się dość dobrze, ale większa ilość nie zawsze świadczy o lepszej jakości. Fanom książek pewnie się podobało (często widzę zawyżone oceny na filmwebie) i tym postem pewnie ich zdania nie zmieniłam. Oceniam z punktu widzenia kinomaniaka, który widział tutaj trochę niedociągnięć, ale nie chciał pisać tu więcej ze względu na spoilery. Seria jest dobra, na tle innych ekranizacji np. Intruz, Niezgodna, Piękne Istoty nawet bardzo dobra, ale nie zawyżajmy jej oceny. Saga została głównie skierowana dla młodzieży, więc spełnia swoje zadanie. Chociaż odrobinę linczuję Igrzyska Śmierci, to je lubię. Naprawdę, ale... Właśnie - jest "ALE". Wszystko kiedyś musi się skończyć. Szkoda, że nie z takim przytupem jak się zaczęło.
Jako zagorzała fanka książkowej serii muszę napisać, że ekranizacja jest gorsza, od książek :D Gdybym na początku nie zakochała się w książce zapewne nie oglądnęłabym wszystkich części z takim entuzjazmem. Filmy były hitami, chociaż niektóre nie dorównywały książce. Jednak i tak na zawsze będę kochać Igrzyska... I książki i ich ekranizacje <3 Ja myślę, że Kosogłos cz.II skończył się jak najbardziej z przytupem :P Na takie zakończenie czekałam cały film i takie dostałam :D
OdpowiedzUsuńZ resztą Twojej recenzji w 100% się zgadzam :D
PS. Bardzo lubię czytać Twoje recenzje :D
Dziękuję! :) Ja od samego początku wiedziałam jak ktoś się skończy i nawet mi się podobało, jednak w głębi serca liczyłam na coś innego... + Ta główka była zdecydowanie za duża. xd
Usuń