21 lut 2016

MOONRISE KINGDOM

Pierwsza część w polskim tytule, to "Kochankowie z Księżyca", ale o tym później. 

Za pierwszym obejrzeniem ten film mnie nie porwał. Napiszę jeszcze coś mocniejszego - strasznie nie go nie lubiłam i wolałam go nikomu nie polecać. Dopiero po oglądnięciu Grand Budapest Hotel przekonałam się do wręcz teatralnego i dokładnego stylu Wesa Andersona, bowiem jego filmy nie są zwykłymi filmami - to dzieła sztuki wypracowane od początku do końca. Reżyser jest mistrzem stylizacji i ma to do siebie, że posiada swoje własne wizje, dawkuje humor i kreuje bardzo wiarygodne, interesujące postacie. Wracając, po jakimś czasie zaczęło docierać do mnie, że może źle oceniłam ten film. Niestety, nie mogłam znaleźć czasu, żeby ponownie obejrzeć Moonrsie Kingdom. Jednak, pewien mądry ktoś z kuratorium oświaty, zdecydował wybrać akurat to dzieło Andersona na konkurs z języka polskiego na etapie rejonowym, więc chcąc czy nie chcąc, musiałam powtórzyć seans. Temu człowiekowi należą się wielkie brawa, bo dzięki jego wyborowi, przemogłam się do drugiego podejścia i na dzień dzisiejszy, mogę stwierdzić, że wcześniej wspomniany film jest piękny, wyjątkowy i oryginalny na swój sposób, a o detalach w rozwinięciu...


Do dobrej historii jest potrzebny i dobry narrator. 

Akcja filmu rozgrywa się w latach 60. XX wieku w Anglii. Dwójka młodych ludzi, która poznaje się na przedstawieniu teatralnym – Suzy Bishop (Kara Hayward), dziewczyna uciekająca w świat książek, posiadająca niekontrolowane napady złości i nosząca wszędzie swoją lornetkę (jej źródło supermocy) i Sam Shakusky (Jared Gilman), dziwny, ale inteligenty skaut, za którym nie przepadają koledzy z zastępu - odnajdują w sobie dwie bratnie dusze i planują ucieczkę.  Ona chce uciec od nudnego życia w domu z rodzicami-prawnikami (Bill Murray, Frances McDormand) i trzema młodszymi braćmi, a on od wspomnianego przeze mnie wcześniej braku akceptacji zastępu i tułaczki po rodzinach zastępczych (Sam jest sierotą). Razem tworzą kolejną kinową parę outsiderów, których łączy tyle ile dzieli od wszystkich innych, ale w nich jest coś innego - coś wyjątkowego. Przemierzając stary szlak plemienia Chickchaw, poznają się, obozują i znajdują szczęście w zwykłych czynnościach jak tańczenie na plaży i czytanie. Niestety, nie trwa to długo, ponieważ muszą uporać się z pościgiem rodziców, kapitana policji (Bruce Willis), skautów oraz opieki społecznej (Tilda Swinton). Jednak bohaterowie, którzy podjęli tak rzadko spotykane ryzyko w dzisiejszych czasach, nie szybko będą chcieli wrócić do szarej rzeczywistości.
Jeden z najlepszych domków na drzewie, jaki w życiu widziałam!

Moonrise Kingdom to prawdziwa plejada gwiazd. Dla Kary Hayward i Jareda Gilmana, czyli odtwórców głównych ról, należą się wielkie brawa, ponieważ nie zginęli w blasku tak ważnych nazwisk jak Swinton, Murray, Norton czy Willis. Ich postacie grają tu pierwsze skrzypce.
Owady to najlepsi przyjaciele kobiety. 


Co nieco o tytule: Mam wrażenie, że polscy tłumacze często prowadzą konkursy pt. "Kto gorzej przetłumaczy tytuł filmu?" lub "Kto wymyśli gorszy dodatek do oryginalnego tytułu?". "Kochankowie" kojarzy się większości z niszową komedyjką romantyczną. W pewnym sensie sformułowanie "Kochankowie z księżyca" można zrozumieć jako dwójkę zakochanych osób, które jak to się mówi "są z Księżyca", czyli wyróżniają się, są specyficzni, nieco odklejeni od rzeczywistości. Jednak, gdyby miało to ode mnie zależeć, zostawiłabym oryginalny tytuł, czyli "Moonrise Kingdom" - nazwę zatoki, gdzie bohaterowie przeżywają wspólne, szczęśliwe chwile.
Nasi główni bohaterowie, to ci po lewej. Ten chłopiec skaczący na drugim
planie nie wprowadza nic do fabuły, ale ten kadr
 należy do niego - i to w reżyserii W. Andersona jest wyjątkowe.


Moonrise Kingdom to wspaniała, ciepła kompozycja Wesa Andersona. Historia, niby bajkowa i odrobinę przerysowana, ale wiarygodna na tle psychologicznym i bliska wielu osobom. Coś dla wielbicieli wyróżniającego się kina, choć nie mi to oceniać komu może się spodobać, a komu nie. 

4 komentarze:

  1. Do tej pory nie widziałam ani jednego filmu Wesa Andersona, jakoś bardzo nie po drodze mi z twórczością tego reżysera. Może w niedalekiej przyszłości uda mi się zrobić jakiś maraton z jego filmami i w ten sposób nadrobię zaległości. Chociaż obawiam się, że mogę nie sprostać takiemu wyzwaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie? Anderson, póki co, ma mały dorobek reżyserski, a jego filmy wybijają się wyraźnie na tle innych. Maraton to bardzo dobry pomysł, a jeśli nie masz aż tyle wolnego czasu, to chociaż znajdź odrobinę dla Moonrise Kingdom i dawniej przeze mnie zrecenzowany Grand Budapest Hotel. Moim zdaniem, nie pożałujesz. ;)

      Usuń
  2. Masz albo straszne szczęście albo strasznego pecha, że przeczytałam akurat tą recenzje. Jednak nie mogłam się oprzeć przeczytaniu jednej z niewielu (na takich blogach z recenzjami) recenzji filmu Wesa Andersona. A ja jestem prawdopodobnie największą jego fanką jaka istnieje. W sensie naprawdę - cytuje go z pamięci. I za sam fakt, że podobał ci się ten film masz mega plusa. Aczkolwiek zachęcam do obejrzenia Pociągu do Darjeeling, Rushmore i innych jego produkcji, bo moim zdaniem Moonrise jest to akurat jego słaby popis ( co i tak na tle kinematografi ogólnie jest nadal wysoko). Co do jednej rzeczy się nie zgodzę: że Jared i Kara przyćmili inne gwiazdy. W sensie, to jest raczej oczywiste, że grają pierwsze skrzypce skoro są obsadzeni w głównych rolach. (Och! Czemuż nikt nie dostrzega tej subtelnej roli Schwartzmana). Po za tym się zgadzam. Przyczepie się tylko do technicznej strony. Właściwie to nie za bardzo mam się tu z czym zgodzić, bo większą część recenzji zajmuje ci streszczenie filmu. Co jest zupełnie nie potrzebne, bo a) fabuła u Wesa to drugi plan b) jak ktoś jest tego ciekawy to sobie sprawdzi na filmwebie. Przez to zabrakło miejsca na scenografie, muzyke, kostiumy i to co jest najważniejsze - uroczy klimat tego filmu. W sensie wspominasz o tym co jest i tak dobre, bo wiele recenzentów to pomija, ale ja bym proponowała rozwinięcie i tych aspektów. Ale...czepiam się i pewnie dla tego, że jak już wspomniałam tak bardzo go lubię. Nominuje cię na wyższego Skauta za mega dobrą robotę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy recenzjach innych filmów W. Andersona na pewno wezmę to pod uwagę. Dziękuję za awans! :)

      Usuń