15 sie 2016

SUICIDE SQUAD


Warner Bros znów obiecywał "coś więcej, coś nowego" i tego nie dotrzymał. Zaraz po premierze w internecie zawrzało. Oceny krytyków (tych mniejszych i większych) sugerowały kolejną beznadzieję. 
Kiedy ktoś wyznacza sobie tak wysoką poprzeczkę i nie udaje mu się jej przeskoczyć, odbiorcy zwykle nie reagują zbyt pozytywnie. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. 

Tajna agencja rządowa tworzy drużynę o nazwie Task Force X składającą się z najgorszych złoczyńców na świecie. Pomysłodawczyni i nadzorczyni pomysłu Amanda Waller (Viola Davis) werbuje do niego takich przestępców jak Deadshot (Will Smith), zwariowana Harley Quinn (Margot Robbie), El Diablo (Jay Hernandez), Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje), kapitan Boomerang (Jai Courtney), Slipknot (Adam Beach), Enchantress (Cara Delevingne), Katana (Karen Fukuhara) oraz szefa  oddziału Ricka Flagga (Joel Kinnaman). Grupa, aby otrzymać skrócenie wyroków, ma za zadanie wykonać niebezpieczną misję zagrażającą ich życiu.

Suicide Squad to jeden z tych filmów, na które naprawdę czekałam w tym roku. Plakaty, kilkusekundowe zaprezentowania Jokera na Comic Conie 2015, a później ten majestatyczny zwiastun z utworem Queen w tle. Wcześniej oglądałam również jeden z odcinków Arrow pt. "Suicide Squad" i spodobała mi się ta koncepcja. Grupka złoczyńców, zmuszona do walki, a nikomu nie będzie żal jak im coś nie wyjdzie. Mroczny twór był już prawie gotowy, aż tu nagle pojawiły się wiadomości o dokrętkach. Z jednej strony dobrze, ponieważ patos to coś, za czym widzowie po prostu nie przepadają (zwłaszcza po ostatnim BvS). Z drugiej jednak było widać  kontrasty między wizją reżysera, a pomysłami studia. Ale bądźmy konsekwentni i oceniajmy przez pryzmat tego, co trafiło na ekrany kin.
A dopiero co pojawił się pierwszy plakat...
Pierwsze 30 minut filmu polega na ekspozycji. Wiecie, żeby każdy szary zjadacz chleba wiedział kim jest taki Deadshot. Jednak tu jest już pewne zastrzeżenie, ponieważ montaż jest chaotyczny. Rozumiem sposób przedstawienia postaci, ale mogli sobie darować te przeskakujące na przyspieszeniu napisy, których i tak nikt nie zdąży przeczytać. DC próbuje zapoznać nas z jak największą ilością (anty)bohaterów jak najszybciej, lecz czasem wychodzi im to przyzwoicie, a czasem nieporadnie. Zabrakło czasu ekranowego (albo wycięto sceny) dla niektórych postaci. Dostajemy motywacje i retrospekcje dotyczące Deadshota oraz  Harley Quinn, która - moim zdaniem - kradnie film. Kapitan Boomerang i El Diablo też dostali trochę czasu, mają jakiś charakter, motywacje (zwłaszcza w przypadku człowieka pochodni). Natomiast taki Killer Croc jest, bo jest. Równie dobrze mogłoby go nie być. Czasem rzuci jakiś śmieszny tekst. Gdyby nie to, że oglądałam serial Arrow, to ciężko byłoby mi zrozumieć kim do diaska jest Katana. Jeśli robimy film grupowy, to starajmy się jakoś podzielić czas przepadający na jednego bohatera. Niewyjaśnienie pochodzenia postaci, lekkomyślne zachowania (tu nie chodzi tylko o  tytułowy skład), jednak największą wadą Suicide Squad jest główny(?) antagonista. Ktoś poszedł gdzieś, zrobił coś i uroczył nas kolejnym łubudubu w wielkim mieście.
Film straciłby wiele, gdyby nie rola Margot Robbie. 
Przejdźmy do pozytywów. Estetyka filmu to ogromny plus. Takie odejście od smutnego świata Supermana pełnego patosu. "Szaloną" kolorosytykę mogliśmy dostrzec już na późniejszych plakatach i zapowiedziach. Męska część widowni już od premiery pierwszego zwiastuna na pewno ucieszyła się, że Harley zastąpiła swój komiksowy kostium krótką bluzką i shortami. Trzeba przyznać, iż sceny walki są pomysłowe i efektowne, lecz finał średni. Wszystko to przy dźwiękach ciekawie dobranej muzyki, którą nie sposób nie zauważyć, bo soundtrack jest naprawdę obszerny.
Niby film o grupie, a można wyróżnić dwójkę głównych bohaterów.
Przed premierą zachwycano się castingiem, zwłaszcza w kwestii Jokera. Moim zdaniem, jest dobrze. Taki współczesny psychopata w ładnych ciuszkach, leżący otoczony nożami. Jednak scenarzystów zbyt poniosło i dodali pewien wątek, który tutaj stanowi jego główną motywację do pojawienia się w filmie, a raczej tak być nie powinno. Równie dobrze mogłoby nie być Leto w filmie i nie zmieniłby dużo w  fabule. Arpopo czasu ekranowego, nie nastawiajcie się na dużo Jokera. Jared jest dobrym następcą Heatha Ledgera (na pewno lepszym niż Ryan Gosling), ale tylko DOBRYM. Może jeszcze coś z tego będzie.
Współczesny Joker psychopata w najbliższym swojemu sercu otoczeniu. Że im się chciało tak idealnie układać te noże.

Kompletnie inny temat stanowi Margot Robbie, która chyba została stworzona do roli Harley Quinn. Gra świetnie, a jej kreacja to połączenie szaleństwa, poczucia humoru, a także wrażliwości, świadczącej o cząstce obecności dr Harleen Quinzel. Jest słodka i zabawna, ale kiedy trzeba potrafi bez problemu poradzić sobie z przeciwnikami, tłukąc ich kijem bejsbolowym. Will Smith jako Deadshot był równie wiarygodną postacią. Płatny zabójca, ojciec i lider grupy, mający bardzo realne uzasadnienie swoich działań i rzucający raz na jakiś czas ciekawymi żartami. Z naszego składu samobójców wyróżniał się również Jay Hernandez jako El Diablo - gość, którego nie powinno się denerwować. Gdy dowiadujemy się o jego przeszłości, potrafimy zrozumieć jego mentalność. Viola Davis jako Amanda Waller  stanowi żelazną ręką broni swego autorytetu nadzorcy, mając na swoim sumieniu też czyny za jakie nie staje się lepsza od tytułowych przestępców spod ciemnej gwiazdy. A Cara? Albo płakała albo gibała biodrami. O reszcie - jak wspominałam - ciężko coś napisać. Są, bo są. To rzucą jakiś żarcik, schowają się za samochód, by się czegoś napić podczas walki albo popłaczą do miecza. Jednak trzeba przyznać, że zyskują sympatię widza i czuć między nimi chemię. Nie są aż tak źli, jakby się wydawało, ale pod względem kreacji postaci nie wiem czy to zasługa aktorów, czy scenariusza, który po dokrętkach został ugrzeczniony. 

Gdyby scenarzyści posiedzieli dłużej nad tekstem i nie zabieraliby się na siłę za niektóre poprawki, to na pewno wyszłoby lepiej. Może dostalibyśmy widowisko, pełne kontrowersyjnych i brutalnych scen? Niestety, studio. Mimo to, sądzę, że pomimo niektórych misz-maszów, udało się ocalić, to co w Suicide Squad najważniejsze: dostarczającą historie ludzi zza społecznego marginesu, potrafiącą momentami rozbawić i zaciekawić z dobrymi aktorami. Jeśli podjedziecie do produkcji Ayera bez wygórowanych wymagań, to będziecie zadowoleni, bo stanowi to udany film. Nie bądźmy aż tak krytyczni. Może wyjdzie lepiej w drugiej części, ale póki co nie jest źle.
"Ustawmy się ładnie. W końcu idziemy ratować świat."
Ps. Smaczkami produkcji są odniesienia do rozbudowania uniwersum DC zapowiadające m.in. "Justice League". Radzę nie wychodzić od razu z kina, ponieważ po napisach czeka na was mała niespodzianka. Kto by pomyślał? No nie ja, bo stwierdziłam, że to nie Marvel i zaraz się zwinęłam - bezcenne. 

2 komentarze:

  1. Już mnie śmieszy to, że za każdym razem tak pisze, ale to chyba najlepsza do tej pory recenzja. Reszta była świetna, ale ta jest bardzo. Nie widziałam filmu (i wbrew pochlebnej recenzji, która zachęca generalnie - raczej tego nie zrobie bo to nie moje klimaty/wole iść na Ghostbusters 2), wiec się nie wypowiadam. Ale podoba mi sie, że napisałaś o krytyce, odbiorze widzów i tym co sie działo/mogło sie dziadziać poza sceną. Montaż, kasting, producencie. Serio super. I bardzo zgrabnie przeplatasz fabułe z opinią i faktami, piszesz jasno co twoim zdaniem do poprawienia. Pisz tak każdą recenzję haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, ale to chyba dobrze, że tak uważasz, bo to odpowiada ciągłej poprawie mojego pisania. Dzięki wielkie! :)

      Usuń