Podróż w czasie - marzenie mojego dzieciństwa.
Mamy rok 1985. Marty McFly jest zwykłym nastolatkiem, który posiada dosyć dziwnych rodziców, jeździ na swojej ukochanej deskorolce, prowadzi zespół i umawia się ze śliczną dziewczyną. Ma natomiast niezwykłego znajomego - dr Dr Emmetta Browna. Szalony naukowiec mówi chłopaki, aby ten pojawił się na parkingu o 1:15. Nie wie jednak, że "doktorek" szykuje dla niego niemałą niespodziankę.
Jakbyście zareagowali na wehikuł czasu? No właśnie. Nasz bohater jednak szybko przyjmuje do wiadomości to odkrycie i uwiecznia wiekopomne chwile. Jednak, w wyniku nieprzewidywalnych zdarzeń, McFly musi użyć auta czasu. Przenosi się do lat 50. i... niechcący przeszkadza w poznaniu się swoim rodzicom. Zaczynamy sobie zadawać pytanie pt. "Niby jak nasz Calvin Klein powróci? Przecież plutonu nie sprzedają w aptece!" Do tego dochodzą problemy typu: zakochana mama i gnębiony przez chuliganów tata. Powodzenia, Marty!
Strasznie żałuję, że wcześniej nie oglądałam Powrotu do przyszłości. To kultowy, bardzo dobry film, który był dla swoich widzów w latach 80., jak i teraz kawałkiem dobrej kinematografii. Przecież niecodziennie możemy zobaczyć gitarowe solo przeboju Johnny'ego B. wykonanego w latach 50., wykonanego przez chłopca z przyszłości, gdy ten utwór jeszcze nie powstał. Mimo to, że całe mieszanie z czasem jest dość powszednie dla dzisiejszego kina, to dobrze zobaczyć filmy, które jako jedne z pierwszych przełamały konwencję i stały się symbolem, przykładem czegoś świeżego.
Aktorstwo Micheala J. Foxa i Christophera Lyoda spisuje się na 5+. Nie wyobrażam sobie innych aktorów w tych rolach. Micheal został zasłużenie nagrodzony Saturnem. Akademia Filmowa przyznała również Oscara za dźwięk. Ale o reżyserii, scenariuszu i dźwięku nawet nie ma co pisać poza trzema słowami - naprawdę dobra robota. Zemeckis, Gale, Spielberg, Silvestri (kompozytor) dali nam kawał znakomitego, rozrywkowego kina, do którego pewnie zobaczycie/wrócicie z przyjemnością.
Autorka tej recenzji prosi o przygotowanie popcornu, zajęcia wygodnego miejsca i obejrzenia Powrotu do przyszłości. Inaczej otrzymacie żółtą karteczkę!
Chyba jestem jedną z niewielu osób, które nie lubią tej serii filmów. Kiedyś próbowałam go obejrzeć od początku do końca (a nie tylko na wyrywki w telewizji), ale nie dałam rady... Nie moje kino, więc chyba dostanę żółtą kartkę ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, mi się bardzo podoba. Nawet teraz na święta zrobili maraton trylogii w telewizji. Ale cóż, każdy ma inne gusta, o których nie powinno się dyskutować. ;)
Usuń